piątek, 22 lutego 2013

Aberlour 10 YO

Po wczorajszych przejściach z piciem nawet nie jednego, ale dwóch Lechów, w dodatku smakujących niemal identycznie, dziś pora na przepłukanie gardła czymś szlachetniejszym.
Po ostatnich potyczkach z bourbonami, pora wrócić do Europy - dziś w szkle szkocki Aberlour w wersji podstawowej, czyli dziesięcioletniej.
Oczywiście w przypadku tej whisky nie należy oczekiwać niesamowitego bogactwa aromatów i ogromnej złożoności, ale czasem można sprawdzić, co da się kupić za niewiele więcej niż 100 złotych. O ile oczywiście sklep zachowa się rozsądnie, bo był czas, że butelki Aberloura hurtownie sprzedawały za sporo mniej niż stówka. A wtedy ta whisky stanowiłaby dobrą konkurencję dla blendów z określonym wiekiem - może wtedy zwiększyłby się odsetek osób sięgających po coś innego niż chivasy, jasie czy balantynki? Może dzięki temu rynek whisky słodowej w Polsce trochę by się zwiększył, a wtedy i droższe butelki nieco by staniały? Cóż, nie ma co rozważać, szkło w dłoń i do dzieła.

Aberlour 10 YO to - według opisu na opakowaniu - klasyczna whisky z rejonu Speyside, subtelna i nieco kremowa... Sprawdźmy zatem!
W nosie jest przyjemnie łagodna, z wyraźną nutą orzecha włoskiego, rodzynkami, skórką pomarańczy i słodką sherry. Nie ma tu agresywnego alkoholu, jest lekko, ale brakuje mi większej złożoności - nie ma tu za bardzo za czym powęszyć.
Na języku również jest dość lekko, choć alkohol nieco przeszkadza. Wciąż wyraźnie wyczuwalny jest orzech, obok niego pojawia się trochę przypraw korzennych i czekolada mleczna.
Finisz jest łagodny, średnio intensywny, nieco wytrawny, z delikatną goryczką i nutą imbiru.
Generalnie - Aberlour 10 YO raczej nie jest tą whisky, po której krzykniecie "WOW!" i będzie dla was stanowiła punkt odniesienia przy kolejnych degustacjach. To raczej prosty malt, który stanowi dobry kompromis, gdy znudzą się blendy za stówkę, ale jeszcze niekoniecznie będzie się chciało wydać dużo więcej na butelkę.
Dla mnie rozsądna cena za ten trunek to około 110-120 złotych. Szczerze mówiąc - więcej bym nie zapłacił, bo w okolicach 160-180 złotych wybór robi się naprawdę spory.
Czy więc kupić Aberloura, czy dołożyć na coś innego? Tu chyba każdy powinien sam zdecydować. Jako codzienny, "łatwy" malt, sprawdzi się nieźle. Nie będzie też szkoda poczęstować nim gości, żeby pokazać im, że jednak istnieje whisky lepsza niż dwunastka chivasa :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz