czwartek, 21 lutego 2013

Lech Pils - "brązowy" kontra "zielony"

Nieczęsto piwa koncernowe wzbudzają moje zainteresowanie, ale przyznam się, że w ostatnim czasie dość często lądowały w koszyku z zakupami. Oczywiście były to głównie nowości, których sporo pojawiło się w ostatnim czasie, i które oczywiście z kronikarskiego obowiązku trzeba "zaliczyć", także po to, żeby później, z poważną miną i tonem prawdziwego autorytetu doradzać znajomym, co mają pić, a czego unikać. Wszak "on pisze bloga, więc na pewno się zna!!!". A pewnie! A najlepiej jeszcze próbki mu przynoście do oceny! Wtedy to już w ogóle będzie fajnie.
Ale żeby nie zbaczać z wątku kupowania koncernówek - wpadł mi jakiś czas temu do koszyka Lech Pils. Piwo na Mazowszu raczej niezbyt często występujące, ale czasem można je utrafić. Nie żebym go jakoś specjalnie poszukiwał, ale było, to wziąłem. Zawartość nie zachwyciła, ale też do zlewu go nie wylałem. Demonizować nie będę, piłem mnóstwo znacznie gorszych piw "regionalnych".
Kilka tygodni później nadarzyła się kolejna okazja do zakupu tego piwa! Lech Pils się "spremiumizował", znaczy że zaczęli go lać do zielonej butelki, w dodatku bezzwrotnej. Nieuświadomionym wyjaśnię - powszechnie wiadomo, że zielona, bezzwrotna butelka jest premium, a butelka brązowa jest be, a do sklepów odnoszą ją tylko menele i bezdomni, no i jeszcze studenci pod koniec miesiąca.
Butelka się zmieniła, ale czy zmieniła się również zawartość? Na nowej etykiecie pojawiła się informacja o nagrodzie zdobytej na Chmielakach, więc ja - miłośnik teorii spiskowych - od razu wiedziałem, co się święci! Oto KP uwarzyła lepszą warkę Lecha na Chmielaki, a teraz to lepsze piwo naleje do nowych butelek, a w starych będzie jeszcze ten zwykły, słaby Lech Pils. Czy tak się stało? Zapraszam dalej!

Oczywiście po spróbowaniu "zielonego" Lecha pobiegłem do sklepu, gdzie jeszcze był "brązowy", żeby kupić starą wersję na porównanie. Oznacza to konieczność wypicia dwóch piw w czasie przeznaczonym na jedno, w dodatku bez chipsów, ale czego się nie robi dla zaspokojenia ciekawości...
Oczywiście żeby było obiektywnie - piwa spędziły grubo ponad 24 godziny na jednej półce w lodówce, nalane zostały podobnie do takich samych szklanek itp...
Zaczynam od Lecha z brązowej butli. Zapach typowo koncernowy - trochę słodu, a gdzieś w tle majaczy odrobina chmielu i coś jakby kukurydziana słodycz. W sumie nic ciekawego, pachnie jak cała masa popularnych lagerów.
Pora na Lecha z butli zielonej. Jest jakby odrobinę inaczej - wstęp podobny, ale słodowo - słodka nuta jest słabsza, za to jakby ciut więcej chmielu (ale wciąż mało...), może nawet śladowe, lekko ziołowe przebłyski? Oczywiście może to być wpływ zielonego szkła, ale zapach nowego pilsa nieznacznie się różni.
Czy w smaku różnica będzie też śladowa?
Lech Pils z brązowej butli na początku jest lekko słodki, następnie do akcji wkracza lekki "kwasek", obok którego pojawia się niewielka chmielowa goryczka. Po przełknięciu pozostaje uczucie lekkiego "ściągania" na podniebieniu i w zasadzie nic poza tym.
Pora na "zielonego" Lecha. Początek jest nieco zaskakujący - nie ma tyle słodyczy, w jej miejsce wchodzą miłe, chlebowo - słodowe aromaty. Piwo jest jakby bardziej "zdecydowane", bardziej intensywne. Ma też wrażenie, że goryczka jest nieco bardziej intensywna, a trawiasto - ziołowe aromaty bardziej wyczuwalne. Także finisz jest dłuższy - "ściąganie" na podniebieniu podobnie intensywne, ale goryczka po przełknięciu wyraźniejsza i bardziej trwała.
Czy więc obiektywnie mogę stwierdzić, że nowy Lech Pils z zielonej butelki jest lepszy od starej wersji? Raczej nie. Kryteria obiektywności nie były zachowane, bo oznaczyłem sobie szklanki i wiedziałem, co i kiedy piję. Piwa wyprodukowano w niewielkim odstępie czasu (poniżej miesiąca), więc wcale nie jest wykluczone, że w butelki nalano dokładnie to samo, a ja coś sobie założyłem, a mój język i nos starały się to udowodnić. Z drugiej strony odpada argument "zielone lepsze, bo świeższe".
Może to zielona butelka przyczyniła się do zmiany smaku? Niby piwo nie stało długo na półce, ale to niewykluczone.
Ale że jestem  tylko człowiekiem, na małe podsumowanie się skuszę. Oba piwa dobrymi pilsami moim zdaniem nie są. Jeśli myślisz inaczej - porównaj któregoś choćby z Pilsnerem Urquellem.
Lech Pils z zielonej butelki wydał mi się smaczniejszy - przede wszystkim ze względu na większą goryczkę i miłe uczucie "twardości" na podniebieniu. W cenie 2 złotych (za tyle go kupiłem) dobrze sprawdzi się jako lekkie piwo na ciepły dzień przy kiełbasce z grilla, ale lepsze da się znaleźć bez problemu.
Pić więc czy nie pić? Jak nie znajdę w dobrej cenie pilsa z Manufaktury jabłonowskiej, to po nowego Lecha Pilsa sięgnę od czasu do czasu, mimo że to piwo z "paskudnego koncernu". O ile utrzyma obecny poziom (albo tak będzie mi się wydawało).

1 komentarz:

  1. Spróbuj teraz Pilsa,chmiel zdjęty z etykiety i wyraźnie gorszy smak.

    OdpowiedzUsuń