środa, 4 grudnia 2013

Samichlaus Bier 2006

To piwo miałem sobie otworzyć dokładnie 6 grudnia, ale niestety, jak u większości uczciwie pracujących ludzi, tak i u mnie życiem steruje grafik pracowniczy. Zabieram się zatem za nie nieco wcześniej. Dziś w szkle wylądowało słynne piwo Św. Mikołaja, czyli austriacki Samichlaus Bier, zabutelkowany w roku 2006.
Co niezwykłego jest w tym piwie? W sumie dwie rzeczy. Pierwsza to jego moc. Imponujące 14% swego czasu czyniło zeń najmocniejsze piwo dolnej fermentacji (oczywiście uzyskujące swoją moc w naturalny sposób). Nie wiem, jak jest teraz, napis informujący o tytule najmocniejszego lagera na świecie zniknął już chyba z etykiety, ale to wciąż imponujący wyczyn.
Drugą, ważniejszą jak dla mnie cechą tego piwa, jest jego ograniczona produkcja. Warzone jest tylko jednego dnia w roku, dokładnie 6 grudnia (stąd też oczywiście jego nazwa). Potem leżakuje przez dziesięć miesięcy i trafia do butelek. Zatem moje zostało uwarzone w 2005 roku. Jest to więc produkt mocno ekskluzywny (zachowując przy tym dość rozsądną cenę), a pijąc je w mikołajki można sobie pomyśleć, że w Austrii właśnie pracują nad kolejną partią tego niezwykłego piwa.
Ale oczywiście poza samą otoczką równie ważny jest smak. Co więc dostanę od Św. Mikołaja? Pora sprawdzić!

Butelka została przez te kilka lat solidnie wymęczona przez skrzynkę, w dodatku kapsel lekko zardzewiał, ale na szczęście z piwem nic złego się nie stało. Zdrowo syknęło przy otwieraniu i wiedziałem już, że wszystko będzie dobrze.
Jak to zazwyczaj u mnie bywa przy takich wyjątkowych trunkach, tu też miałem mały problem z temperaturą. Gdzieś znalezione zalecenia, wskazujące picie w 8 - 12 stopniach wydały mi się niezbyt odpowiednie, więc wypędziłem świętego tylko na chwilę na balkon, ale nie przesadzałem z zimnem.
Temperatura nieco niższa od pokojowej była chyba dobrym posunięciem, bo gdy to piszę, piwo zaczyna roztaczać swój zapach po otoczeniu. Czym pachnie? Syropem malinowym, karmelem, słodką sherry, suszonymi śliwkami, rodzynkami, kakao, wiśniami w likierze... Można wąchać bez końca, co chwila znajdując kolejny niuans. Niesamowite, intensywne, jakby oblepiające nos. W dodatku ani śladu alkoholu, być może dzięki leżakowaniu dobrze się "przegryzł" z resztą aromatów. Jedno z najlepiej pachnących piw dolnej fermentacji, z jakimi miałem do czynienia.
Usta to kontynuacja wrażeń. Pierwszy łyk w ogóle nie wskazuje na to, że ma się do czynienia z piwem. Na myśl przychodzi raczej jakieś wzmacniane, słodkie wino w type madery. Samichlaus jest gęsty, słodki, trochę lepki, właściwie bez gazu, ale to zupełnie mi nie przeszkadza. Figi, daktyle, rodzynki, a wszystko jakby zatopione w karmelu. Potem pojawia się jeszcze brązowy cukier, trochę słodu i aromatyczna brandy. Do tego ledwie ślad goryczki, która w minimalnym choćby stopniu stara się zrównoważyć słodycz.
Finisz słodki, owocowo - karmelowy, trwały i lekko rozgrzewający.
Samichlaus to znakomite, wybitnie degustacyjne piwo. Przy swojej mocy nie wydaje się nawet bardzo ciężkie. Alkohol nie daje o sobie znać ani w nosie, ani w ustach. Czuć go dopiero w głowie. Mała butelka to jednak spora ilość. Zdecydowanie można wypić we dwoje, tym bardziej, że jest się czym podzielić! To niesamowite piwo, warte kilku lat w piwnicy (piłem kiedyś młode, i nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, ale może to kwestia doświadczenia?). A świadomość, że powstaje tylko raz w roku, dodatkowo wzmacnia wrażenia.

4 komentarze:

  1. Właśnie rozpocząłem degustacje Samichlausa 2013. Niestety nie mogę rozpisać się aż nad taką złożonością aromatu i smaku (chociaż smak jest moim zdaniem bogatszy niż aromat) jak Pan. Pewnie wynika to jednak z tego iż Pana piwko odleżało swoje i smaki wraz z aromatami poukładały się już ciekawiej niż w standardowym komercyjnym piwku.
    Aromat to dominujący karmel. Piwo aż wydaje się w aromacie lepkie od niego. Później to suszone owoce. Niestety zasugerowałem się Pańskim opisem i ciężko podejść do tego indywidualnie ale gdybym miał strzelać to gruszka i śliwka.Aromaty miodu pitnego. Zresztą sama konsystencja piwa przypomina bardziej miód pitny niż piwo.
    Smak jak pisałem ciekawszy niż aromat. Słodkie ale aromatyczne. Karmel, rodzynki suszone owoce (takie jak moja babcia robiła :) ) Posmaki brandy i pite w temperaturze pokojowej dość mocno rozgrzewa.
    Ogólnie oceniając piwo wiem że zakupię kilka butelek i schowam do piwniczki na długo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie od razu "Pan", bo jakoś tak sztywno się zrobiło :)
      Ja pierwszy raz to piwo piłem przy okazji zakupu egzemplarzy z rocznika 2006, nie pamiętam dokładnie wrażeń, ale nie zrobiło chyba takiego wrażenia, jak "odleżakowany" egzemplarz. W dodatku gdy czytam różne opinie w sieci to dochodzę do wniosku, że czas dobrze robi temu piwu. Szkoda tylko, że jest dość ciężko dostępne. A gdzie udało Ci się nabyć jeśli można spytać?

      Usuń
  2. Po przeczytaniu Twojego wpisu poczułem się zobowiazany do sprubowania tego wybornego trunku... dobra koniec zadzirania nosa.
    Panie gdzie ja to kupie od reki wezme odrazu 6 by się ordynarnie urżnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym wiedział gdzie to kupić, moje życie byłoby lepsze :)

      Usuń