środa, 23 marca 2016

Szałpiw Buba Fest

Dziś kolejne podejście do mocnych piw w wykonaniu polskich "rzemieślników". W szkle ląduje Buba Fest, za którą odpowiedzialny jest Szałpiw.
Jak do tej pory wszystkie kontakty z ich piwami wspominam dość dobrze. Ok, w sumie były chyba ze dwa, ale było ok. W jednym przypadku nie za bardzo wiedziałem, jaki konkretnie styl belgijski chcieli skopiować, ale piwo wyszło im dobre.
Dzisiejsze piwo to próba uwarzenia quadrupela. Doceniam odwagę, bo akurat belgijskie oryginały można u nas znaleźć bez większego problemu, i to w normalnych cenach, Porównać więc każdy może. Parametry Buby Fest są imponujące  - 25% ekstraktu, 11% alkoholu, waga ciężka pełną gębą. W dodatku piwo dość świeże, co przy takich parametrach może być pewną przeszkodą. Może jednak wszystko udało się jak należy?

Niestety znów trafiłem na piwo bez piany. Mimo lania z góry praktycznie nic nie chciało się na powierzchni piwa utworzyć. A to, co w bólach powstało, zredukowało się momentalnie. Zwalmy to na świeżość.
Zresztą szybko przestałem przejmować się pianą, bo zapach piwa rekompensuje mały falstart. Są suszone śliwki, kakao, praliny, likier wiśniowy (wg. mojej żony to czekoladki z wiśniami, ale nie ma co tak upraszczać!), trochę dojrzałych czerwonych owoców i porto. A więc generalnie tak, jak być powinno. Może bez niesamowitej głębi, Buba Fest nie jest też wybitnie złożonym piwem, ale pachnie naprawdę zachęcająco i po prostu przyjemnie. Dodatkowy plus za brak nuty alkoholowej w nosie - wąchając ciężko uwierzyć, że piwo ma takie parametry.
W ustach też jest nieźle, przynajmniej na początku. Piwo gładko rozlewa się na języku, wraca suszona śliwka i słodki likier wiśniowy. Razem z nimi, choć nieco wycofane, są praliny z kakao. A później dzieje się coś dziwnego. Piwo, jak na ekstrakt, nie jest specjalnie "cieliste", a po chwili na języku pojawia się wrażenie delikatnej wodnistości, potęgowane przez jakiś łodygowo - ziołowy aromat. Zakładam, że ten ostatni miał być jakąś tam goryczką, ale wyszła z tego mała tragedia. Przynajmniej dla mnie. Czułem się, jakbym żuł jakąś gałąź. Quadrupel kojarzy mi się z piwem o raczej niskiej goryczce, ale oczywiście interpretacja stylu zależy od piwowara. Natomiast jeśli już decyduje się na piwo bardziej goryczkowe, to niechże ten smak będzie choć trochę przyjemny.
Dla równowagi dodam, że mojej żonie prawie w ogóle to nie przeszkadzało, choć smak również wyczuła.
Niestety ta łodyga i ziołowa gorycz dominuje finisz, nawet lekki akcent suszonych śliwek nie pomaga. Zastanawia mnie jej pochodzenie - może to od kolendry? Bo chmielono to piwo tylko marynką, a ta chyba aż takich efektów nie daje?
Generalnie niezłe piwo, ze świetnie ukrytym alkoholem, może odrobinę za lekkie, jak na swoje parametry. Brakuje mi w Bubie Fest ciężaru i tego uczucia sytości po wypiciu piwa. Ale nie byłoby to w sumie wielkim problemem, gdyby nie ta dziwaczna końcówka. Do niej nie mogę się przekonać. Może z czasem ten aromat gdzieś się ulotni, ale jak na razie według mnie mocno szkodzi temu przyzwoitemu piwu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz