piątek, 14 czerwca 2013

Flying Dog, Double Dog

Po kilku lżejszych piwach dziś pora na coś z kategorii ciężkiej - Double Dog z browaru Flying Dog. Piwo reprezentuje gatunek double pale ale, na co wskazuje choćby zawartość alkoholu - aż 11,5%.
Oczywiście nie obeszło się bez drobnych komplikacji. Piwo stało sobie cierpliwie, czekając na swoją szansę, ja niestety zupełnie o nim zapomniałem. Jest więc na krańcu terminu przydatności, co wyraziło dobitnie, wyskakując obficie z butelki po otwarciu.
Na pierwszy rzut oka piwu to nie zaszkodziło (przy takiej mocy byłoby to sporym zaskoczeniem), może ucierpiało na tym trochę chmielenie - ale to w sumie nieistotne, póki co nie ma specjalnego porównania.
Zatem trunek do szkła i zaczynam.

Pierwszy "niuch" pokazuje, że chmielu w piwie zostało całkiem sporo, nawet mimo zbliżania się do terminu przydatności.
Zapach to wręcz orgia amerykańskich chmieli (czyli piwo w ogóle nie pachnie klasycznym chmielem) - są niezwykle skoncentrowane cytrusy, żywica, która jakby chciała oblepić nos, plus trawa i jesienna łąka. Po oswojeniu się z chmielowym atakiem, nos zaczyna wyłapywać też dalsze tło. Tu też naprawdę wiele się dzieje - są biszkopty, kandyzowane owoce, do tego karmelowe słody. Całość bardzo intensywna, chmiele po kilku minutach nieco się ulotniły, pozostawiając więcej wolnego pola aromatom słodowym - to najpewniej wynik wieku piwa.
Przy pierwszym łyku język jest w lekkim szoku - piwo ma nieco syropowatą konsystencję, jest bardzo skoncentrowane, a przy tym mocno goryczkowe. Po kilku łykach można już się z nim oswoić.
Początek jest słodki, cytrusowy, z wyraźnym słodem, karmelem i odrobiną biszkoptów. Po chwili zaczyna atakować (atakować to w tym przypadku odpowiednie słowo!) goryczka - gorzkie cytrusy, zioła przetaczają się przez język, nie spychając jednak w cień słodowej podbudowy. I o to właśnie chodzi - piwo jest dobrze zrównoważone! Nie "przegina" w żadną ze stron, goryczka i chmiele nie przykrywają pozostałych aromatów. W dodatku, mimo dużego ekstraktu, piwo nie ma w sobie nachalnej słodyczy, nie jest lepkim syropem (ok, troszkę jest, ale w znośnym stopniu).
Oczywiście to waga ciężka, i nie jest to lekki "ejlik" dla każdego na popołudniowe posiedzenie w barze. Temu piwu trzeba poświęcić chwilę, być też na nie przygotowanym - cała masa treści, jaką niesie, może być zbyt obfita, zresztą w ciepły dzień jak dziś, butelka 0,33 jest dla mnie absolutnie wystarczającą ilością.
Czy warto spróbować tego piwa? Absolutnie tak! Czy jest to wybitny przedstawiciel gatunku? Tego szczerze mówiąc nie wiem. Ale na pewno daje sporo radości przy degustacji, a to jest dla mnie najważniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz