poniedziałek, 24 października 2016

Artezan Preparat

Dziś pora na coś ciekawszego. Artezan Preparat, czyli wędzone barley wine. W dodatku nie jest to edycja tegoroczna. Moja butelka odstała już co swoje, bo pochodzi z roku 2015. Stała, czekała, oczekiwania wobec niej miałem spore, proporcjonalnie do ceny i grubiejącej z czasem warstwy kurzu. Artezan raczej słabizny nie wypuszcza na rynek - to wiadomo. Do tego całkiem solidne parametry - 22 ekstraktu, 9% alkoholu, nic tylko degustować. Zatem zapraszam dalej!






Klasycznie zacznie się od ględzenia o pianie. Tu nie było za bardzo co oglądać, co prawda utworzyła się ładna, ale szybko zredukowała się do cienkiej warstwy.
W zapachu, zgodnie z przewidywaniami, na pierwszym planie króluje niepodzielnie wędzonka. Nie wiem, ile jej z czasem się ulotniło - to mój pierwszy kontakt z tym piwem. Ale jest jej sporo, choć mieści się to w jakichś rozsądnych granicach. Pewnie nawet osoby pijące coś wędzonego po raz pierwszy nie doznają szoku. Co poza tym? Suszone śliwki, likier wiśniowy, porto. Początek w stylu deserowym, po kliku minutach pojawiają się też zapach mniej kojarzące ze słodyczą - trufle z gorzkiej czekolady, kakao, odrobina pieprzu. Zapach jest przyjemny, na szczęście nie monotonnie wędzony, na plus na pewno dobrze ukryty alkohol. Czy zaspokoiło moje oczekiwania? Nie do końca.
W ustach piwo wydaje się być bardziej słodowe, niż wędzone. Aromat ziaren kakaowca, suszonych daktyli, rodzynek, jakiegoś ciężkiego wina deserowego. Trochę daje o sobie znać alkohol - czuć delikatne drapanie w podniebienie, bardziej intensywne przy wyższej temperaturze piwa.
Finisz lekko alkoholowy, ze śladową goryczką.
Patrząc na całokształt - piwo jest niezłe. Zawodzi nieco piana, ale powiedzmy, że to mało znacząca ułomność. Pije się przyjemne, lekko rozgrzewa, ale nie atakuje alkoholem, wędzoność też nie jest jakaś szalona w swej intensywności. Brakuje mi tylko jakiegoś "wow", które stawiałoby to piwo ponad sporą ilością innych, dobrych trunków. Ciężko nazwać Preparat piwem rozczarowującym, choć jak samemu zbuduje się duże oczekiwania, to wtedy coś na kształt zawodu... No, może to ciut za mocne słowo, ale mam nadzieję że zrozumiecie, o co mi chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz