piątek, 9 sierpnia 2013

Amber, Grand Imperial Porter Chili

To pierwsze od dłuższego czasu piwo, przy którym miałem mieszane uczucia. Niby bardzo ciekawa nowość, bo nieczęsto widuje się portery z takimi dodatkami, ale z drugiej strony - picie portera przy 30 stopniach na zewnątrz? Toż to jakieś szaleństwo, które z pewnością skończy się solidnym bólem głowy rano. Ale niestety ciekawość była silniejsza. Czekałem tylko na przejście największych upałów, i z pewnym przyznaję podnieceniem sięgnąłem po Granda z chilli.
Czemu tak ciągnęło mnie do tego piwa? Lubię takie kontrastowe połączenia - czekolady z solą, chili, wasabi, słodko - ostre mięsa itp. Połączenie w porterze z Ambera jest tym ciekawsze, że bazę stanowi piwo o mocnym aromacie, więc ryzyko całkowitego zdominowania trunku przez ostrą przyprawę teoretycznie nie jest duże. Oczywiście lepiej by było, gdyby Grand miał 22% ekstraktu, ale nie ma co narzekać.
Pomarudzić można oczywiście na datę premiery. Nie wiem, czym się kierował zarząd browaru, wypuszczając portera w samym środku lata. Może liczą na świadomych odbiorców, którzy wrzucą piwo na pół roku do szafki, żeby dojrzało? Chyba niekoniecznie. Zatem większość pewnie wpije go mocno schłodzonego, co oczywiście zbrodnią nie jest, ale może troszkę zakłócić wrażenia smakowe. Ja swojego wyciągnąłem z lodówki sporo wcześniej, butelka bardzo ładnie się spociła, i wręcz mówiła do mnie "otwórz, wypij!". Zatem kończę przydługi wstęp i zaczynam! Zapraszam dalej.

Co do piany - skończyło się klasycznie. Może temperatura była za niska, poczekałem więc chwilę, żeby Grand rozgrzał się nieco w szklance.
Zapach początkowo jest typowo porterowy - gorzka czekolada, kawa. Po chwili pojawiają się jednak kolejne aromaty. Wyczuć można wiśnie w czekoladzie, suszone śliwki, plus w dalekim tle coś jakby lekko kwaskowy zapach ostrych papryczek? Może to jednak autosugestia. W każdym razie Grand Chili pachnie bardzo przyjemnie, nie ma żadnych alkoholowych wtrąceń, nawet pomimo prawie pokojowej temperatury piwa.
Na języku rozpoczyna się sporą dawką czekoladowej słodyczy, później pojawia się trochę lekkiej kawy i delikatna kwasowość. Piwo jest bardzo gładkie, prawie kremowe. Bardzo miło wypełnia usta, miałem wrażenie, że prawie oblepia je od środka.
A co z chili? Póki piwo pozostaje w ustach, nie czuć jego obecności. Ujawnia się dopiero po przełknięciu. W jaki sposób. Cóż, oczekiwałem, że ostrość przyprawy będzie mocniej zaznaczona. W Grandzie lekkie pieczenie pojawia się tylko w przełyku na finiszu. Coś jakby odrobina ostrego sosu przemknęła niezauważona przez język i zaczęła pieczenie dopiero w przełyku. Odczucie ostrości jest dość wyraźne, choć wydaje mi się, że gdyby piwo mocno schłodzić, to można by je pomylić z pieczeniem alkoholu w młodym porterze.
Czy się zawiodłem na Grandzie Chili? Nie, miałem chyba po prostu nieco inne oczekiwania. Liczyłem, że chili bardziej zaznaczy swoją obecność na języku. Choć z drugiej strony - czekolady z chili miały podobnie, piekły na sam koniec. Samo w sobie piwo jest interesujące, z chili nie przesadzono, więc pewne nikogo nie spłoszy. Ciekaw jestem tylko, jak długo Grand Chili utrzyma się na rynku? Bo przy obecnym zalewie nowości o dłuższe zainteresowanie klientów może być bardzo ciężko. Zatem trzeba próbować, póki jeszcze jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz