wtorek, 10 września 2013

Manufaktura Jabłonowo, Blond

Okazuje się, że dobre piwo można zrobić wszędzie. Nawet w Jabłonowie! Browar, który kilka lat temu kojarzył się z "supermocnymi" w PETach, obecnie ma dział dla nieco bardziej wymagających klientów - Manufakturę Piwną. Wypuściła ona już kilka piw, niektóre - jak "gryczane" czy Pils, zdobyły nawet sporo miłośników. Jestem jednym z nich, szczególnie jeśli chodzi o pilsa.
Jednak poza miodowymi czy zwykłymi jasnymi, pojawiają się też bardziej wyrafinowane pozycje. Jakiś czas temu pojawiło się Klasztorne na wzór piw trapistów, któremu może trochę brakuje do belgijskich pierwowzorów, ale na pewno jest piwem smacznym i bardzo pijalnym.
Kolejną z takich propozycji jest Blond, czyli jasne piwo, warzone ponownie według belgijskich wzorców. Cenna to inicjatywa, szczególnie w czasach, gdy następują wielkie zachwyty nad "ejlami" w stylach amerykańskich/anglosaskich, a nieco zapomina się, że wybitne piwa powstają też w Belgii.
Jabłonowo zamieszcza krótki opis na kontrze, w którym informuje między innymi o belgijskich drożdżach, przy okazji wspominając o tym, że piwo należy do grypy klasztornych. Cóż, w Belgii też panowała moda, żeby na butelce pojawiało się słowo "abbey".
Jak wypada to piwo, i czy w Mazowieckiem udało się uwarzyć coś w belgijskim klimacie? Zapraszam dalej.

Jedno, co na pewno się udało, to piana. Jest gęsta, trwała, opadając pozostawia po sobie grube ślady na szkle.
Z zapachem jest już nieco gorzej. Fanów belgijskich piw raczej on nie zauroczy. Pierwsze wrażenie - pospolite, mocne piwo w stylu dawnego Jabłonowa. Potem jest odrobinę lepiej, bo spod alkoholowej słodyczy wyłania się jakiś inny aromat. Co to takiego? Coś w stylu świeżo upieczonego, razowego chleba. Może i byłoby to przyjemne, ale na pewno nie w takim piwie. Dopiero w tle ujawniają się śladowe nuty owocowe, ale ciężko im się przebić.
Myślałem, że może pierwszy łyk Blonda poprawi mi humor, ale niestety, pojawiło się kolejne rozczarowanie. Pierwszy moment to wrażenie kompletnej pustki - piwo wlewa się do ust, ale wraz z nim nie pojawiają się praktycznie żadne wrażenia smakowe. Dopiero po chwili pojawia się lekka słodycz, która bardzo szybko zostaje przełamana wyraźną goryczą. Goryczą, a nie goryczką, bo to raczej aromat kojarzący się z pospolitym jasnym mocnym, a nie belgijskim ale. Poza tym pojawia się trochę słodu, trochę tanich herbatników, nie ma natomiast obiecanych nut pomarańczowo - korzennych. Jakoś średnio pasuje mi to piwo do deski serów.
Jak więc podsumować to piwo? Chyba trzeba być bezpośrednim i napisać wprost - klapa! To nie żadne belgijskie blonde, tylko zwykłe jasne mocne, w dodatku niskiej klasy. Szczerze przyznam, że dawno się tak nie zawiodłem na piwie. Dawno też nie miałem problemów ze skończeniem jednej butelki, a tu w połowie pojawia się opór. Bez chipsów i meczu ani rusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz