piątek, 10 stycznia 2014

Clynelish 1983 24 YO Douglas Laing

Dziś będzie ponowne podejście do whisky Clynelish. Pierwsze, które było spotkaniem z oficjalną wersją, zakończyło się lekkim rozczarowaniem, ale na początku drogi nie ma co się zrażać. Tym bardziej, że wystarczy poszperać nieco po forach internetowych, i można zdobyć próbki ciekawszych wersji. Taką właśnie będę dziś degustował. Whisky została wydestylowana w 1983 i rozlana po 24 latach w mocy 50% przez niezależnego dystrybutora - firmę Douglas Laing (pochodzi z serii Old Malt Cask). Clynelish oczywiście nie został przefiltrowany na zimno, nie zabarwiono go karmelem (jak widać 24 lata w beczce po bourbonie nie wpłynęło  mocno na zabarwienie - cenne info dla kierujących się kolorem przy zakupie whisky), no i pochodzi jeszcze z jednej beczki. W teorii wygląda to całkiem obiecująco, pora sprawdzić, jak będzie w praktyce. Zapraszam dalej! (A gdyby ktoś chciał sobie obejrzeć pełną butelkę - http://whiskybase.com/whisky/2052/clynelish-1983-dl ).

Jeśli już ktoś zerknął na oryginalne opakowanie, to może dojść do wniosku... że nie ma na co patrzeć. A już przelane do seteczki to zupełnie, jeszcze etykieta długopisem pisana, no bieda panie, bieda... kaszanka z sucharami, w dodatku zimna. O ile oczywiście zwraca się na to uwagę.
Natomiast już nieco poważniej - pora powąchać tego Clynelisha. Pierwsza nuta lekko kojarzy się z oficjalną czternastką - trochę acetonu, pasty do podłogi. Ale po chwili robi się dużo ciekawiej. Czuć wilgotną korę owocowego drzewa, trochę żywicy, do tego jabłka, miód z odrobiną cytryny. Gdzieś dalej trochę tlących się, zbutwiałych jesiennych liści i odrobina solanki. Całkiem miło się tą whisky wącha, jest nad czym posiedzieć.
W ustach rozpoczyna się lekką słodyczą, która dość szybko przechodzi w wytrawność i pieprzność. Jest trochę suszonych owoców (brzoskwinie?), do tego przyprawy i dąb. Po niezłym nosie liczyłem na podobną złożoność na języku, ale jest trochę słabiej. Clynelish jest nieco zbyt agresywny, pieprzny.
Sytuację poprawia nieco finisz - jest dość długi, miło łączy się w nim dębowa goryczka z nutą solankową.
To spotkanie z Clynelishem było zdecydowanie lepsze, niż z wersją oficjalną, ale pewien niedosyt jednak pozostał. Chętnie spróbowałbym tej whisky w wersji 'sherry', więc trzeba poszukać kolejnej próbki. Ważne, że jest progres!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz