czwartek, 23 stycznia 2014

Taybeh Beer Amber

Dziś powieje dość mocno piwną egzotyką. Kilka razy już pewnie wspominałem, że staram się nie podniecać trunkami tylko ze względu na ich pochodzenie, ale tym razem trochę tak będzie. Dzięki koledze wpadło mi w ręce piwo a dalekiej Palestyny (szczególnie dalekiej, jeśli patrzeć na to przez pryzmat piwny), a że jego termin powoli zbliża się do końca, to musiało zakończyć karierę bibelotu i wylądować w szkle.
Browar Taybeh powstał w roku 1994, więc to dość młoda firma. Miejsce do pracy mają kiepskie, ponoć produkcja była nawet czasem zawieszana po ostrzałach, ale wciąż działają. Piwa warzone są ponoć zgodnie z niemieckim prawem czystości, w niewielkich ilościach (to ponoć mikrobrowar), w stylach niekoniecznie powodujących szybsze bicie serca (jasne, ciemne, bursztynowe plus bezalkoholowe...).
Amber wystartował w 2007, i jest jedną z najnowszych kreacji. Według producenta to alt, więc jak widać nie tylko prawo czystości, ale jeszcze i style bardziej niemieckie. Jak udał się taki klasyk w Palestynie? Zapraszam dalej.

Piwo w szkle prezentuje się całkiem nieźle. Ładny kolor (zepsuty nieco przez lekkie zmętnienie, a do terminu jeszcze trzy tygodnie), plus całkiem obfita i trwała piana. Początek całkiem niezły.
W nosie na wstępie uderza lekki kwasek. Bałem się, że być może piwo już "wyszło", ale ten typ chyba tak ma. W zapachu jest jeszcze trochę słodu, brązowego cukru i owoców, plus nuta metaliczna, szczególnie wyraźna chwilę po przelaniu do szkła. Po niezłym początku entuzjazm nieco osłabł.
Na języku niestety jeszcze słabiej. Taybeh Amber jest wodnisty, zdecydowanie brakuje w nim słodowej bazy. Jest trochę słodyczy na początku, potem lekki aromat słodu i suszonych owoców. Zakończenie lekko goryczkowe, z odrobiną gorzkiej czekolady. Cały czas mam wrażenie, że piję piwo rozcieńczone dużym dodatkiem wody...
Niestety ta egzotyka piwa zdecydowanie do mnie nie przemawia. Na szczęście był to prezent, i dzięki temu nie żałuję teraz wydanych pieniędzy (a takie piwa z racji na pochodzenie potrafią niestety kosztować niemało). Oczywiście dla kolekcjonerów piwnych wrażeń argument dobre/niedobre nie jest w takim przypadku najważniejszy, bo piwa z Palestyny nieczęsto goszczą na polskich półkach. Szkoda tylko, że poza cennym kapslem i etykietą w pamięci nie pozostaną jakieś ciekawe wrażenia z degustacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz