piątek, 4 lipca 2014

Cydr Miłosławski Jabłkowy

Po ostatnich średnio udanych degustacjach (jeśli nie wiesz o co chodzi sprawdź dwa ostatnie wpisy) pora dziś na coś lżejszego, mniej zobowiązującego (choć czy może być coś mniej zobowiązującego od setki de luxe?) i, mam nadzieję, smaczniejszego. O cydrowej rewolucji napisano już chyba wszystko, co się da, cydry wylewają się masowo w sklepach, ceny spadają, co prawda niektóre wynalazki czasem ciężko wypić, ale trunek ten zdecydowanie znalazł swoje miejsce w masowej, konsumenckiej świadomości.
Dziś na moje podniebienie trafia cydr od Browaru Fortuna, czyli Cydr Miłosławski. Sam browar lubię, bo robi zwyczajne piwa dla zwyczajnych ludzi, a przy okazji stać go na jakieś ciekawsze eksperymenty (choć nie zawsze są one udane). A skoro coś tam już fermentują, to czemu nie wziąć na warsztat jabłek? Dodatkowy plus za większą, zwrotną butelkę (no lans w hipsterskich knajpach z takim szkłem chyba odpada) i normalną cenę. Do tego ładna etykieta, zapewnienia o naturze itp itd. Początek jest obiecujący, zobaczymy jak poszło dalej.

Na początku zaskoczyła mnie ładna piana. Oczywiście zniknęła szybko, zanim zdążyłem cyknąć zdjęcie, więc w zasadzie się nie liczy. Drugie zaskoczenie to niska klarowność. Nic nie wspominają o braku filtracji, psuć raczej też się jeszcze nie zaczął, więc ki czort? Nie biorę tego za wadę ani zaletę, ot taki fakt podczas degustacji.
Pora obwąchać miłosławski trunek. Zapach niezwykle delikatny, początkowo jeszcze coś względnie wyraźnie czuć, ale w kilka chwil cały aromat się ulatnia. Pozostaje lekko winny zapach ze śladową obecnością jabłek. Jeden plus - nie pachnie jak jabol (co wśród tanich cydrów trafia się dość często). Nic specjalnego, ale też bez jakichś spektakularnych wad.
Po pierwszym łyku lekka konsternacja. Zapach zwiastował coś lekkiego i delikatnego, a na języku jest gęsto i słodko. Chyba sypnęło się Fortunie trochę za dużo cukru. Jabłka w tym cydrze smakują trochę jak takie ze świeżo upieczonej szarlotki. Sytuację ratuje trochę kwasowość, ale jak dla mnie jest jej zbyt mało, przez co cydr wydaje się mało rześki i kiepsko spełnia swoją podstawową funkcję - słabo orzeźwia.
Szkoda, że kolejny krajowy cydr znów jest półsłodki. Ja wiem, że słodkie łatwiej się sprzedaje, ale może ktoś w końcu odważy się produkować na masową skalę prawdziwie wytrawny cydr, który będzie mógł stanowić konkurencję dla tańszych win musujących? Miłosławski generalnie nie jest zły, przy takiej cenie z pewnością znajdzie stałą grupę odbiorców, ale mnie nie przekonał.

5 komentarzy:

  1. Piłem to przed paroma godzinami i cydr śmierdział siarą i ścierą do podłogi na kilometr. To był mój drugi cydr po lubelskim. którego uważam za prosty, smaczny napój na gorące dni (chociaż przez znawców został ostro zjechany). Mam nadzieję, że to była po prostu jakaś zepsuta partia.

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie pije ten cydr i mam zupełnie inne odczucia, pijąc wcześniej cydr lubelski myslałem ze więcej po cydr nie sięgnę a ten całkiem przyzwoity smaczny napój... alternatywa dla piwa.

    wiwilab.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że opinie mogą się różnić, być może po części przez nierówny poziom poszczególnych partii (z czym niestety wiele polskich browarów wciąż ma problemy).

      Usuń
  3. Miłosławski - mój ulubiony cydr ogólnodostępny. Nie umywa się wprawdzie do mojego ulubionego, wytrawnego normandzkiego, kupowanego niegdyś w Belgii. Jest za słodki i trochę taki topornawy, ale przynajmniej nie szczypią po nim zęby, nie ma dziwnego posmaku. Największa szkoda, że wszystkie popularne polskie cydry są takie słodkie.

    OdpowiedzUsuń
  4. mają przecież i cydr półwytrawny, skoro ten dla Was za słodki...

    OdpowiedzUsuń