czwartek, 1 stycznia 2015

Olimp, Hades

Witam serdecznie wszystkich w nowym roku! Niewiele czasu upłynęło od ostatniego wpisu, a niby to już rok...
Wystarczy jednak już tych ckliwych rozważań! Nowy rok trzeba oczywiście rozpocząć czymś odpowiednim, więc dziś delektować się (mam nadzieję!) będę Hadesem z browaru Olimp, czyli polskim RISem. W dodatku jest to RIS z wkładką, bo choć stał na mojej półce chyba z miesiąc, to dopiero teraz przeczytałem kontrę, no i tam ktoś wymienił całą listę użytych do warzenia papryczek chilli. Po co? Czy może jak alkohol będzie za mało gryzł, to ma to robić kapsaicyna? Dziwne to dla mnie postępowanie, bo w końcu gatunek piwa jak najbardziej szlachetny, i dający okazję piwowarowi do pokazania całego kunsztu, a tu już jakieś papryczki... a może jednak chodzi o to, żeby... ale nie, nie szukajmy dziwnych teorii. Dotychczas miałem okazję spróbować trzech piw z Olimpu, i wrażenia były niezłe, mam więc nadzieję, że Hades podtrzyma dobrą serię. Zatem do dzieła!

Piana oczywiście opadła bardzo szybko. To co widać na zdjęciu to nie fotomontaż, ale niestety widok zjawisko bardzo ulotne.
Zapach na starcie nieco dziwny, coś jakby kwaśne jabłka. Przez obraniem kierunku "zlew" powąchałem jednak jeszcze raz, i czy zrobiło się lepiej? Niby pojawiła się czekolada, czuć też lekko ostry aromat papryczek, ale obok tego zapachniało mi też obornikiem. Wiem, że mam skłonność do wyczuwania dziwnych zapachów (a być może to dziwnej interpretacji tych w miarę normalnych), dlatego nie będę drążył tematu, załóżmy że mi się zdawało. Tym bardziej, że ten niezbyt przyjemny aromat po jakimś czasie praktycznie się ulotnił. Z czasem natomiast uwydatniały się te pożądane aromaty, więc wszystko jest w miarę dobrze. A co czuć dalej? O czekoladzie już wspominałem, pojawia się też trochę kawy, delikatny kwasek i nuta winna. Nie ma jakiegoś szału, takie sobie poprawne piwo.
W ustach nieco ciekawiej. Kawa, smaki palono - kwaskowe, trochę słodyczy, odrobina dymu i pieprzu, pod koniec coś co określiłbym jako czekoladową goryczkę.
Finisz jest lekko kwaskowy i pieprzny, alkohol lekko daje o sobie znać.
Jak podsumować Hadesa? Nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia, nie jest jakoś wybitnie złożony, a przy okazji lekko alkoholowy. Choć może część tego pieczenia pochodzi od papryczek? Ciężko powiedzieć, ja bym wolał jednak RIS w wersji saute. Po co udziwniać styl, który dla większości jest prawie nieznany? Żeby nie było - ja też wielu takich piw nie piłem, bo są drogie, a i tak szybko znikają ze sklepów. Dzięki Hadesowi za względnie rozsądną cenę można spróbować czegoś ciekawego, ale to chyba taki wstęp do lepszych przedstawicieli stylu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz