poniedziałek, 14 września 2015

Eagle Rare 10 YO

W zasadzie to mógłby być post z cyklu (dumnie powiedziane - "z cyklu"!...) "Z wizytą", ale szczerze mówiąc nie chciało mi się robić notatek w telefonie, do pisania też niczego przy sobie nie miałem. A poza tym wypiliśmy wcześniej piwo, a do tego miejsca mieliśmy zajrzeć rozpoznawczo, na jednego, szybkiego drama. Skończyło się na 2, a nawet chyba trzech, i chyba jeszcze na jakimś rozchodniaku. Czyli jak zawsze, a szczególnie w piątek.
Zatem miało być bez notatek i pisania na bloga, ale jednak wyszło inaczej. Winowajcą okazał się bourbon Eagle Rare w 10-letniej wersji. Oczywiście można wziąć lekką poprawkę na zmęczony język, tym bardziej że wcześniej pity był całkiem niezły Klikerran, no ale powiedzmy, że po nim spodziewałem się sporo, i tak nawiasem - zaspokoił oczekiwania. A czym tak zaskoczył Eagle Rare? O tym dalej.

Przy okazji wypadałoby tez wspomnieć, gdzie byliśmy. Padło na lubelskie Whisky Cafe. Dwa zdania o samym lokalu. Oferta whisky jak na taki przybytek dość skromna, myślę, że ktoś nieco "opity" miałby co pić przez 2 - 3 wizyty. Trochę brak jakichś ambitniejszych pozycji, żadnych butelek od niezależnych dystrybutorów - na ostatniego drama w życiu tam bym się nie wybrał.
Za to wnętrze całkiem niezłe, przytulne, w drewniano - kanapowym stylu. Bez żadnych kuchennych i tytoniowych zapachów, więc można bez przeszkód degustować (choć może to "zasługa" pustego lokalu - byliśmy jedynymi gośćmi w piątek o 17!). Barman dobrze rozeznany w butelkach, które ma u siebie, a poza tym cały czas - podobnie jak i my - odkrywający świat whisky, więc mogliśmy sobie całkiem sympatycznie porozmawiać.
A już wracając do samej whisky.
W nosie Eagle Rare to przede wszystkim słodycz. Toffi, miód, trochę gumy balonowej. Ale żeby nie było nudno, pojawia się też cynamon z lekkim dodatkiem eukaliptusa i mięty. Gdzie więc to zaskoczenie, zapytacie? W nosie przecież wszystko to, co bourbon w takim wieku może zaoferować.
Zaskoczenie było na języku. Po 10 latach w beczce spodziewałem się dużej ilości tanin i wywaru z beczki, ale w Eagle Rare tego nie ma. Dąb oczywiście jest wyczulany, ale nie pcha się na pierwszy plan i nie dominuje palety. Jest trochę słodyczy, w stylu miodu i syropu z cukru trzcinowego, lekka pieprzność i odrobina taniny.
Dopiero w finiszu mocniej dają o sobie znać dębowe i przyprawowe aromaty.
Może dla niektórych nie będzie to zaskoczeniem, ale moje ostatnie podejścia do ciekawszych bourbonów kończyły się wrażeniem picia likieru z dębowej deski. Tu tego nie ma. Nie ma też może wielkiego wyrafinowania, ale z pewnością jest to trunek nadający się na codziennego drama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz