
Nieczęsto piwa koncernowe wzbudzają moje zainteresowanie, ale przyznam się, że w ostatnim czasie dość często lądowały w koszyku z zakupami. Oczywiście były to głównie nowości, których sporo pojawiło się w ostatnim czasie, i które oczywiście z kronikarskiego obowiązku trzeba "zaliczyć", także po to, żeby później, z poważną miną i tonem prawdziwego autorytetu doradzać znajomym, co mają pić, a czego unikać. Wszak "on pisze bloga, więc na pewno się zna!!!". A pewnie! A najlepiej jeszcze próbki mu przynoście do oceny! Wtedy to już w ogóle będzie fajnie.
Ale żeby nie zbaczać z wątku kupowania koncernówek - wpadł mi jakiś czas temu do koszyka Lech Pils. Piwo na Mazowszu raczej niezbyt często występujące, ale czasem można je utrafić. Nie żebym go jakoś specjalnie poszukiwał, ale było, to wziąłem. Zawartość nie zachwyciła, ale też do zlewu go nie wylałem. Demonizować nie będę, piłem mnóstwo znacznie gorszych piw "regionalnych".
Kilka tygodni później nadarzyła się kolejna okazja do zakupu tego piwa! Lech Pils się "spremiumizował", znaczy że zaczęli go lać do zielonej butelki, w dodatku bezzwrotnej. Nieuświadomionym wyjaśnię - powszechnie wiadomo, że zielona, bezzwrotna butelka jest premium, a butelka brązowa jest be, a do sklepów odnoszą ją tylko menele i bezdomni, no i jeszcze studenci pod koniec miesiąca.
Butelka się zmieniła, ale czy zmieniła się również zawartość? Na nowej etykiecie pojawiła się informacja o nagrodzie zdobytej na Chmielakach, więc ja - miłośnik teorii spiskowych - od razu wiedziałem, co się święci! Oto KP uwarzyła lepszą warkę Lecha na Chmielaki, a teraz to lepsze piwo naleje do nowych butelek, a w starych będzie jeszcze ten zwykły, słaby Lech Pils. Czy tak się stało? Zapraszam dalej!