wtorek, 2 grudnia 2014

Romate Brandy de Jerez Solera Reserva

Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu, pora więc nieco nadrobić zaległości. Szwy zdjęte, antybiotyk zjedzony, nic już nie stoi na przeszkodzie, można degustować.
Dziś na rozgrzewkę będzie coś prostego, ale przy okazji nieco zaskakującego. Pewnie wielu miało dylemat - co ciekawego można kupić za 50 złotych? Jeśli bierzemy pod uwagę destylaty, to zbyt wielkiego wyboru nie ma. Jakieś whisky mieszane, ewentualnie bourbon. O koniaku nie ma co marzyć, z pijalnym rumem będzie bardzo ciężko. A brandy? Ta kategoria chyba wciąż kojarzy się albo z wynalazkami spod szyldu "Napoleon", albo z napitkami w stylu Pliska/Słoneczny Brzeg. Jak dla mnie  - mało zachęcające rzeczy. Ale jakiś czas temu przeglądałem jak zwykle półki z alkoholami, i jedna butelka przykuła moją uwagę. Brandy de Jerez to niezbyt popularny u nas segment, a w sumie patrząc na jego profil smakowy, to miałby spore szanse na trafienie w masowe gusta. Takim kandydatem może być dzisiejsza brandy Romate. W marketach swego czasu do zdobycia w cenie nieco ponad 40 złotych. Czyli za kwotę, w której czasem ciężko znaleźć dobrą wódkę czystą. Ja oczywiście podjąłem ryzyko, w najgorszym wypadku zawsze można dokupić 2 litry coli - ona skutecznie rozwiązuje takie problemy. Ale czy naprawdę poniżej 50 złotych da radę kupić coś sensownego? Pora sprawdzić!

 Butelka wygląda dość skromnie, ale nie strasznie tanio, ani też zbyt odpustowo/barokowo. Plus za zachęcający kolor zawartości, choć pewnie trochę karmelu jednak do osiągnięcia takiej barwy zużyto. No i mój osobisty plus za bardzo wygodny korek zintegrowany z dozownikiem - nie ma żadnego silenia się na "ekskluzywne" korkowe zamknięcia, ma być wygodnie i bez kapania.
Nos typowo "brandowaty", bo w sumie czego się spodziewać? Czuć jednak, że to dość młody destylat, ale z drugiej strony nie jest to jakieś mocno zniechęcające odczucie. Lekko daje o sobie znać alkohol, ale bez ekstremów (choć i moc to ledwie 36%....). A poza tym rodzynki, suszone śliwki, czekolada, sok winogronowy, odrobina kakao i wanilii. Ogólnie - klimat deserowy. Żadna tam wieka rzecz, ale przyjemna.
W ustach dość podobnie - rozpoczyna się sporą dawką słodyczy, a dalej... ciągle jest słodko. Czekolada, wiśnie, rodzynki, melasa, trochę lukrecji i przypraw, wyczuwalny aromat beczki. Słodycz jest może lekko monotonna, nie dziwne więc, że wielu osobom klimaty charakterystyczne dla destylatów z Jerez niespecjalnie odpowiadają. Dopiero na finiszu pojawia się delikatna pieprzność i ślad dębowej goryczki.
Jednak ogólnie jest to jak najbardziej trunek z kategorii "słodkie". Nie jest to rzecz wybitna, ale myślę, że można w sączeniu brandy Romate znaleźć nieco przyjemności, typowej dla sporo droższych trunków. Dla lubiących słodkie alkohole będzie to na pewno ciekawszy wybór, niż smakowe wódki zaprawiane słodzikami i sztucznymi aromatami. Polecam spróbować!

1 komentarz:

  1. Zacząłbym tak: lubię wynalazki. Ze słowem Solera zetknąłem się już we wczesnej młodości, która przypadła na lata siedemdziesiąte ubiegłego stulecia. Trunki opatrzone tym brandem pojawiały się na domowo-imprezowych stołach mieszkańców "dewizowego", po części, osiedla, na którym się wychowałem. Pozostał więc sentyment. Kiedy spostrzegłem ten napitek na sklepowej półce nie zastanawiałem się długo (choć w zasadzie do sklepu przyszedłem po Jacka Danielsa). Ostatecznie na korzyść hiszpańskiego nektaru przemówiła wyjątkowo atrakcyjna cena (i ciekawość). Nie pomyliłem się. Naprawdę dawno nie piłem tak zjawiskowego napitku. Nie wdając się w szczegóły, do serca przypadł mi nieco egzotyczny posmak nostalgii, ledwo uchwytny ale charakterystyczny dla dalekiego południa kontynentu. Zdecydowana pochwała dla jego producentów (i w dodatku prawie za darmo ;)) Na pewno powrócę do tego trunku w długie, zimowe wieczory!

    OdpowiedzUsuń