piątek, 11 kwietnia 2014

Houblon Chouffe

Piwny wirus rozprzestrzenia się po całym świecie, i wszędzie teraz zaczynają warzyć gatunki dziwne, niszowe itp. - o tym wiedzą teraz wszyscy nieco bardziej zainteresowani piwem. Czy to dobrze, czy źle - ciężko powiedzieć. Jak dla mnie to nawet całkiem ciekawe, o ile przy okazji zachowa się też proporcję i odpowiednio podejdzie do klasycznych stylów, nie zaniedbując ich zupełnie.
Istnieje też moda na łączenie klasyki z nowoczesnością, co skutkuje powstawaniem najróżniejszych hybryd. I z taką mam dziś do czynienia. Bo Houblon to nic innego, jak połączenie klasycznego belgijskiego tripela z ipą. Widziałem już podobne twory na półkach sklepowych, ale szczerze mówiąc nigdy nie miałem z nimi bliżej do czynienia. A że piwa belgijskie darzę szczególnym, choć może niezbyt widocznym tutaj, uczuciem, to do takich mezaliansów podchodzę dość ostrożnie. Ale zawsze warto sprawdzić, jakie są efekty takich działań.

Gdyby ktoś miał pić to piwo w ciemno, to chyba dość szybko zorientuje się, z czym ma do czynienia. W nosie następuje bardzo przyjemne połączenie aromatów charakterystycznych dla IPA i tripela. Z jednej strony wyraźny chmiel, ale ten "nowofalowy", czyli żywica, iglaki i cytrusy. Z drugiej strony słód, cukier kandyzowany, drożdże i trochę biszkoptów. Całość bardzo przyjemna, świeża, nie przekombinowana. Bez śladu alkoholu mimo budzących szacunek 9%.
Na podniebieniu w pierwszej fazie dominuje belgijska klasyka. Czuć, że mamy do czynienia z solidnym tripelem. Trochę słodko, ale bez przesady, do tego wyraźny słód, trochę biszkoptów i ciasteczek maślanych z cukrową posypką. Z czasem jednak coraz mocniej do głosu dochodzi chmiel. Póki trzymałem piwo na języku, była to po prostu dość wyraźna goryczka, dość wysoka jak na piwo belgijskie, ale bez przesady. Dopiero po przełknięciu, w finiszu, pojawia się mocny aromat amerykańskich chmieli. Znów pojawia się żywica, okraszona aromatami cytrusów i przyjemną cierpkością od nich pochodzącą.
Na początku podchodziłem do tego piwa jak pies do jeża, choć przyznaję, że ciekawość była spora. Po wypiciu pozostaje mi tylko polecić je z czystym sumieniem. Belgijska klasyka i nowa fala świetnie się w nim łączą, nie przesadzono z chmielem, więc nie ma tu mowy o żadnych ekstremach. Na pewno może to być ciekawa opcja dla tych, którzy szukają mocniejszych wrażeń, a przy okazji znudziła im się IPA w wydaniu "imperialnym". Ogólnie - świetne piwo, warte sprawdzenia, tym bardziej, że cena w porównaniu do innych piw importowanych nie odstrasza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz