Długo to piwo leżało w lodówce... Schowane na górnej półce, jakoś nie pod ręką, a że i okazji do wypicia czegoś dobrego mam ostatnio jakby mniej... Ale w końcu przyszedł na nie czas, i w szklance wylądował irlandzki klasyk - stout z browaru Carlow. Oczywiście większości stout będzie się kojarzył z wodnistym Guinnessem (czemu nie ma już w Polsce mocniejszej wersji Foreign?), więc nic dziwnego, że wielu po spróbowaniu tego piwa odpuszcza sobie temat. Lub co gorsza - bierze go za wzór, wyznacznik stylu, i porzuca dalsze poszukiwania! A szukać warto, i takim właśnie znaleziskiem jest to piwo. Nie jest tanie - w zależności od tego, kto je sprowadza, potrafi kosztować od 12 do 20 złotych (w Irlandii o dziwo wcale nie jest wiele tańsze), więc to już spora inwestycja. Ale wszyscy mówią, że warto, więc grzechem byłoby nie spróbować. Jak ta próba wypadła? Zapraszam dalej.
Butelka wygląda niepozornie, bez krzykliwej etykiety, prosto i elegancko. Kto ma ją znaleźć na półce, ten ją znajdzie.
Zawartość od początku zapowiada się nieźle. Piana co prawda nie jest specjalnie okazała, ale dzielnie trzyma się na powierzchni piwa.
Zapach bardzo intensywny. Aż trudno mi uwierzyć, że piwo ma tylko 4,3% alkoholu! Mocno uderza świeżo parzona kawa, razem z nią wędzone śliwki w czekoladzie i odrobina kwasku. Niby beż fajerwerków, ale całkowicie klasycznie, tak jak stout pachnieć powinien, no i ta intensywność!
Nos zapowiada jakby lekko słodki charakter piwa, ale w ustach wypada ono zupełnie inaczej. Palone smaki mieszają się tu z wyraźną kwasowością, piwo jest wytrawne, z mocną goryczką, która w pełni ujawnia się w finiszu. Po delikatnym ogrzaniu mocniej daje o sobie znać gorzka czekolada i posmak razowego chleba.
No i zakończenie. Na podniebieniu piwo pozostaje naprawdę długo. Goryczkę i palone posmaki czułem jeszcze przez kilkanaście minut po przełknięciu.
Oczywiście ktoś może stwierdzić, że piwo nie jest warte takiej ceny, i że za połowę tej kwoty można już kupić wiele dobrych stoutów. Z tym nie ma co dyskutować, O'Hara nie jest tania, ale ja cieszę się, że takie piwa pojawiają się w polskich sklepach. Bo niby można spróbować całej masy stylów, ale miło jest, gdy pije się piwo charakterystyczne dla kraju, z którego pochodzi. Może i Amerykanie zrobią to lepiej, ale klasyka to jednak klasyka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz