wtorek, 15 kwietnia 2014

The Glenlivet 18 YO

Jakiś czas temu podzieliłem się wrażeniami z degustacji Glenliveta 12 YO, dziś pora na nieco starszego przedstawiciela rodziny, czyli Glenliveta w wersji 18 - letniej. Kiedyś miałem już krótkie spotkanie z całym oficjalnym klanem (poza wersją 25 yo), i ogólne wrażenie to spokojna whisky dla zwykłych ludzi, którzy chcą czegoś innego niż różne wcielenia ballantinesów, chivasów itp. (no, może trochę odchodzi od tego stereotypu Nadurra, ale niezbyt mocno). Dziś pozwolę sobie na nieco dłuższe posiedzenie przy pełnoletniej wersji. Czego można się po niej spodziewać? To na chwilę obecną chyba jeden z najtańszych 18 - letnich maltów na rynku, a że w dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo, to na cuda nie ma co liczyć. Może jednak przynajmniej solidna whisky do poczęstowania gości?
Sam trunek jest rozlewany w mocy 43%, a do leżakowania wykorzystywane są beczki z dębu amerykańskiego i francuskiego. Producent wspomina o beczkach z pierwszego i drugiego napełnienia ale nie informuje niestety, jaki procent destylatu w butelce z nich właśnie pochodzi. Znając życie... ale ok, nie należy się źle nastawiać. Zatem do dzieła.

Zaczyna się całkiem przyjemnie - nos to spora dawka słodyczy. Mleczne krówki, pomarańcze, rodzynki w mlecznej czekoladzie, do tego trochę brzoskwini i miodu. Brak jakiejś wielkiej złożoności, to nie typ whisky, nad którą siedzi się przez pół godziny szukając kolejnych niuansów. Wszystko jest powiedziane na początku, dość szybko i zwięźle.
Na języku znów dość słodko, z odrobiną alkoholowej pikanterii. Miód, rodzynki, słodkie pomarańcze. Stopniowo Glenlivet 18 staje się bardziej wytrawny, lekko pieprzny, mocniej wyczuwalny staje się dąb.
Finisz jest średnio intensywny, lekko wytrawny, dębowy, z odrobiną przypraw (coś jakby imbir).
Szczerze mówiąc - Glenlivet 18 YO to nie whisky, o której będę teraz myślał przez kilka dni i z niecierpliwością zbierał drobniaki, żeby kupić sobie dużą butelkę. Nie powoduje ona jakichś specjalnych uniesień, zdecydowanie nie jest to trunek do wieczornej kontemplacji. Tyle bezpieczna, że można nią poczęstować kogoś, kto z whisky słodową do tej pory nie miał do czynienia. Ale takich trunków są dziesiątki, i nie wiem, czy w tej grupie Glenlivet wyróżnia się czymś szczególnym. Ok, jest tani, jak na 18 lat oczywiście. Niektóre blendy w tym wieku są droższe, i to chyba główny argument za tą whisky.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz