Dużo czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, a jeszcze więcej od ostatniego opisu czegoś, co mi naprawdę smakowało. Zatem dziś będzie "pewniak" - może niekoniecznie rzecz wybitna, ale na pewno taka, która mi smakuje (widać to zresztą po ilości pozostałej w butelce, dość szybko się zmniejszającej niestety). Żeby więc zbytnio nie przedłużać - w szkle wylądowała 20 - letnia Bunnahabhain, rozlewany przez Cooper's Choice. Whisky w odpowiednim już wieku, z beczki po sherry, w dodatku kupiona za śmieszną jak na swoje parametry cenę (ale i sklepowa cena około 260 złotych nie jest jakaś straszna) - nie ma co wybrzydzać, tylko pić. Co prawda moje starcie z oficjalną, 12 - letnią Bunną wypadło średnio, ale przez jedną wersję nie ma się co zrażać do całości - idąc tą drogą, to po kilkunastu próbach mogło by zostać niewiele dramów do wypicia w życiu.
Skoro już nieco uprzedziłem wypadki, i napisałem że mi smakuje, to nie będę specjalnie przedłużać wstępu, i w dalszej części tego wpisu postaram się wyjaśnić dlaczego. Zapraszam więc do lektury!
Może jedna zacznę od tego, co mi się nie podoba. Mianowicie opakowanie. Szczerze mówiąc, w ciemno nigdy bym nie sięgnął po tak wyglądająca butelkę whisky. Może to głupie, ale etykieta i całe opakowanie są po prostu paskudne. Dobór kolorów, plus jeszcze tandetna grafika z trzema rudzielcami robiącymi beczki (a wiadomo, że rudy to wredny!), po prostu wymarzona butelka do jakiejś kampanii antyalkoholowej. Wiem, że niezależne rozlewy są skierowane do nieco bardziej świadomych odbiorców, którzy nie łapią się na piękne karafki, drewniane pudełka wyściełane aksamitem, ale mimo wszystko jakoś to powinno wyglądać.
Gdy już jednak oswoiłem się z widokiem i sięgnąłem do zawartości, zrobiło się przyjemniej.
Tradycyjnie rozpocznę od zapachu. Bunnahabhain pachnie rodzynkami, śliwką w czekoladzie, melasą i kakao. Czyli to, co z beczki po sherry można wyciągnąć. Ale to jeszcze nie wszystko, bo gdy nos posiedzi chwilę w kieliszku, da się znaleźć jeszcze więcej. Pojawiają się cytrusy, odrobina solanki, mocna herbata, trochę dębu i wilgotnej ziemi.
W ustach podobne klimaty - rodzynki, czekolada, brązowy cukier i melasa, a po chwili trochę beczki, przypraw korzennych i coś jakby lekki kwasek, którego pochodzenie ciężko mi zidentyfikować. Końcówka to trochę dębowej goryczki, melasy i przyprawy korzenne. No i odrobinka grzejącego alkoholu, ale na szczęście w rozsądnych ilościach.
Czy więc z tego opisu widać już, że Bunna od Cooper's Choice mi smakuje? Może nie jest to whisky wybitna, i wśród znawców nie wzbudziłaby wielkiego zachwytu, ale mi zwyczajnie smakuje. Może brak jej nieco głębi i złożoności, szczególnie patrząc przez pryzmat wieku, ale pije się ją bardzo przyjemnie, szczególnie w towarzystwie jakiegoś deseru bądź przynajmniej dobrej czekolady. Dla początkujących i średnio zaawansowanych może to być ciekawa propozycja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz